Po walentynkowo…..

No i postawiliśmy na kostki. Fakt, trzeba mieć pewnie inną perspektywę, jeśli ogrzewa się stale, my jednak nastawiamy się na pobyt od czasu do czasu, ale mrozy i spodziewany w środę montaż instalacji rozprowadzającej ciepło spowodowały, że w zasadzie bywamy tam teraz stale. Nie kłóci się to wcale z naszą ideologią uciekania przed wariactwem, lockdownami i robimy to z przyjemnością. Pobyt na rancho, choć zwiększa ogólne koszty życia, łagodzi obyczaje (nawet jak się kłócimy to szybciej kończymy), ogólnie lepiej się człowiek wysypia i znacznie więcej może zrobić. Minusem jest konieczność ciągłego tankowania, zużywania prądu i dochodzą takie opłaty jak wywóz szamba.

Kupiliśmy pół tony kostek, wraz z transportem kosztowało to 370 zł, firma z Pułtuska przywiozła i podstawiła pod same drzwi. Chciałam faktycznie uniknąć kupowania kostek z supermarketów, bo po pierwsze droższe a ponadto niekoniecznie rzetelni producenci tam sprzedają swój towar. Produkowanie kostek opałowych z mielonego MDF kłóci się z jakąkolwiek ekologią i faktycznie w takiej sytuacji można skarżyć producenta ( czytałam, że ponoć widać wręcz niezbyt dobrze zmielone kawałki laminatów).

Zobaczymy jak te kostki sprawdzą się przy nowym piecu.

Wspominaliśmy wczoraj w ramach Walentynek naszą 13 rocznicę poznania się, właśnie w okolicach 14 lutego a może kilka dni wcześniej w 2008 roku Jasiek mnie odwiedził po raz pierwszy, ja jego kilka dni wcześniej.

W zasadzie nie byłam przekonana, że ten związek będzie aż tak trwały, biorąc pod uwagę moje wcześniejsze doświadczenia z facetami. I teraz, z perspektywy tych lat, biorąc pod uwagę moje wcześniejsze związki, żaden z facetów, z którym mi nie wyszło, nie ułożył sobie szczęśliwie dalszego życia.

A my trwamy ze sobą i póki co nie zamierzamy tego zmieniać. Nie jest źle!

Pan B co prawda jakoś się ogarnął na Mazurach, niestety zmarł w 2012 roku, organizm był zniszczony nadużywaniem i paleniem oraz chorobami. Jego nowa towarzyszka życia miała do niego niebywałe pokłady cierpliwości w  czasie gdy zamieszkali razem. Nie było jej lekko walczyć z jego nałogiem i fanaberiami. Była z nim do końca a my do dziś się z nią przyjaźnimy i spotykamy w lecie na jej włościach.

Drugi z facetów, całkiem dobry i oddanych przyjaciel w tamtych czasach, zarzekał się, że między nami „nie ma chemii”, miał dwa związki o wielkiej temperaturze wrzenia, w tym jeden małżeński, które się z wielkim hukiem rozpadły. Teraz też od czasu do czasu dzwonimy do siebie  i bardzo jest mi go szkoda, bo musi mieszkać pod jednym dachem z babą, której teraz serdecznie nienawidzi, która zresztą i mnie się nie podobała od samego początku (ludzie, którzy nie lubią zwierząt, mają kiepskie notowania). Razem zbudowali dom i żadne się stamtąd nie wydostanie, są powiązani domem i finansami a w latach starszych nie idzie się w plener z jedną walizką.

Z kolei mecenas, swego czasu opowiadał mi o burzliwym romansie z jakąś lekarką (miał słabość do pań reprezentujących ten zawód), teraz nawet nie wiem czy żyje bo jest człowiekiem wiekowym, sporo po 80. Odezwał się do mnie w zeszłym roku, jednak związki z dużo starszymi są beznadziejne, jest on teraz naprawdę starcem i opowiadał mi, jak ten jego romans się rozpadł i że pozostał sam.

Również pewien romantyk i szaleniec rodem z Krakowa, z którym się dość sporadycznie widywałam, nadal tkwi w swoich obłędnych pomysłach, włos mu się rozwiewa, całkiem już siwy. To raczej nie był związek mający rację bytu w rzeczywistości, ale było wesoło, bo miał ogromną fantazję i polot. Ale nie nadawał się do życia. Kiedyś, gdy już byłam z Jaśkiem, spotkaliśmy się przelotnie w Warszawie. Opowiadał mi że jest z fajną babką ale dziś już nie jest, bo na fejsie wyrzucił ją ze znajomych a ona jego też.  

Toteż zaczynamy z Jaśkiem trzynastolecie naszej znajomości a w sierpniu minie 3 rocznica naszego ślubu. Jasiek jest na niepogodę i słońce, mogę z całą pewnością powiedzieć, że moje drugie małżeństwo jest naprawdę udane, pomimo, że to nie jest jego pierwsze a konkurencja nie śpi. I jedyna refleksja jaka mi po tym wszystkim została – niepotrzebnie traciłam czas goniąc za  inteligentnymi i błyskotliwymi, ale introwertykami, facetami o niesamowitej fantazji, ukrytymi alkoholikami, nawet nie agresorami, bo są tacy, często są to wrażliwi ludzie i często trudno się nawet domyślić uzależnienia, tracąc lata na nadzieję, że coś się zmieni. Nic takiego, introwertyk zawsze nim pozostanie, niedostępny, człowiek szalony nie zrezygnuje ze swojego szaleństwa a latający za kobietami, zawsze, niezależnie od wieku za nimi będzie latał, bo ta następna jest najlepsza a alkoholik będzie pił. Oboje widocznie z Jaśkiem spotykaliśmy na swej drodze niewłaściwe osoby zanim trafiliśmy na siebie i tak staramy się nasze życie przeżyć dobrze. I tak niech pozostanie jak najdłużej.

2 myśli na temat “Po walentynkowo…..

Dodaj komentarz