Smutny koniec pewnej sieci…..

Zaczyna mi doskwierać fakt, że dawno nie pisałam bloga jak również odzwyczaiłam się od pracy….Straciłam motywację do pisania, bo kiedy mnie naprawdę porusza jakiś temat to dzieje się tak wiele, że nie mam szans na pisanie.

A utrata zapału do pracy – cóż, od jakiegoś czasu wygląda na to, że sytuacja staje się w firmie mizerna. Ostatnio ukazały się dwa artykuły w Polityce na temat jak to dzielono fundusze, nie tylko na tzw, projekty badawcze ale ile kosztowało i ile pieniędzy przepompowano na utrzymanie „czapy” będącej na  czele korporacji Łuksiewicz. Bardzo one mnie poruszyły. Nauka polska idzie na całego w przepaść.

Jestem na emeryturze i właściwie bonusem, wartością dodatkową jest, że mogę pracować. Ale wkurza mnie, że moja praca jest bez sensu, nic z niej nie wynika. Czasem myślę, aby dać sobie już spokój. Tu nawet nie chodzi o pieniądze, w stosunku do mojej emerytury są dość mizerne, ale mam kontakt z ludźmi i wychodzę z domu. Plus parę innych bonusów. Ale bezsens tego co się tutaj teraz dzieje stawia znak zapytania, czy nie lepiej za to siedzieć w ogródku i delektować się śpiewem ptaków zamiast w poniedziałek jechać z rancza do tego beznadziejnego miejsca około 40 km , w którym przebywanie daje zero satysfakcji i wkurza tylko…..

Pisałam o tym wiele razy i rozmawiałyśmy z dziewczynami z firmy kilkakrotnie. Zrobienie z iluś tam instytutów, które de facto utrzymywały się same lepiej lub gorzej, czegoś w rodzaju korporacji i stworzenie iluzorycznej „wspólnoty” nie miało żadnego sensu. Odkąd nasz instytut stał się częścią tzw. Łukasiewicza to nie zauważyłam żadnego pozytywnego objawu, zarówno w zakresie podniesienia poziomu badań czy też poprawy sytuacji finansowej firmy. Natomiast zaczęły się pojawiać w cotygodniowych biuletynach teksty, z których wynikałoby nieomalże, że siec Łukasiewicz stanowi jedną rodzinę a badacze są sobie osobami bliskimi.

Nie czułam więzi z firmą zajmującą się na przykład tematyką lotniczą czy elektrotechniczną.

Co było do przewidzenia, instytuty z branż dofinansowanych ( właśnie na przykład lotnicze). mimo to, miały się nadal całkiem dobrze. I ciągle stawiano je za wzór.  W tyłek zaczęły dostawać za to instytuty średniej klasy taki jak ten, w którym ja pracuję o którego nazwy ze względów oczywistych nie podam.

Narodziło się sporo stanowisk, których zadaniem było dęcie w tubę pod hasłem „komercjalizacja” „innowacje” „wyzwania”. „liderzy” a cotygodniowa przesyłana do każdego z pracowników gazetka podkreślała co i rusz „osiągnięcia naszych pracowników” a więc że ktoś w Instytucie z Pierdziszewa Małego obronił pracę doktorską czy pojechał na targi i wystawił stoisko. Były także – no i chyba jakoś zanikły ostatnio- zgłoszenia chęci podzlecania badań, zwane „wyzwaniami” i była to taka mała giełda pomysłów. Szkopuł w tym, że zwykle to były badania bardzo wyrafinowane i wielostronne i nie było chętnych do ich realizacji, przynajmniej w mojej branży. Z kolei badania znacznie bardziej dostępne, były (i są) przedmiotem rywalizacji konkurujących placówek ( bo nie ma mowy o żadnej przyjaźni gdy w grę wchodzą duże pieniądze za badania na przeżycie) .

Za to znamienną cechą stało się zatrudnianie w mojej firmie i chyba nie tylko, dodatkowej liczby ludzi do robienia PR czyli mnożenia tabelek, exceli i generowaniu osiągnięć, często pozornych. Te dane były przekazywane na życzenie Instytutu- Czapy a absorbowały działanie sporej liczby naszych księgowych, pań od komercjalizacji i asystentek dyrektora ( a kiedyś czegoś takiego nie było, wystarczyła jedna sekretarka). Obecnie stosunek ilości kadry pomocniczej do merytorycznej jest bardzo niekorzystny.

Oczywiście kasy na aparaturę i części cały czas nie było, więc pracujemy nadal na rzęchach wieloletnich, cudem trzymając je w jako takiej sprawności ale researchu na światowym poziomie nie da się na tym zrobić. Cały czas obiecywano magiczne „pieniądze z KPO” na remont, modernizację i Bóg wie na co jeszcze, ale okazało się, że ich nie ma i nie będzie. Co więcej, zamierzano do tego zatrudnić celu starą emerytowaną gwardię dyrektorską, która rzekomo miałaby uruchomić „superlaboratorium” i w tym celu zbierano oferty z firm na supernowoczesny sprzęt. Wszystko to pierdyknęło z dużym hukiem i fuchy nie będzie…

Również brakło pieniędzy na podwyżki, więc zaczął się prawdziwy exodus z firmy. W laboratorium w którym kiedyś pracowałam z 13 osób, aktualnie jest zatrudnione 4 osoby, ostatnio odeszła dziewczyna po 12 latach pracy. Każde laboratorium, spółka płaci lepiej.

Koniecznością stało się zatrudnienie ponad 72 letniej emerytki, zresztą naszej bliskiej koleżanki, która jako jedyna potrafi wykonać niezbędne pomiary metodami analizy klasycznej. Mimo, że młodym dają pensje jak starym pracownikom albo i więcej, pracują oni nie dłużej niż 1-2 miesiące, bo perspektyw brak. A starsze kadry, którym do emerytury brakuje, po cichu mi się przyznały, że piszą CV jak szalone i również chciałyby się stąd ulotnić.

Cechą zasadniczą tego tworu – korporacji z pensjami beznadziejnymi, są ciągłe zmiany i mnożenie liczby kadry kierowniczej, zmiana dyrektorów, mędrcy w teczkach, czego nikt już nie traktuje poważnie. Piony i profil działalności padają wskutek dość marnych kompetencji tychże.

Bomba wybuchła nie tak dawno. Ukazał się bowiem nie tak dawno artykuł który poruszył serca i umysły pracowników.

Otóż artykuł (którego kopię mogę przesłać zainteresowanym na maila) utwierdza w przekonaniu, że projekt Łukasiewicz niewiele się różni od wielu afer o jakich się mówi aktualnie w mediach. Duże transfery pieniężne, nagrody, niebotyczne zarobki a dla pracowników zasadniczo – figa z makiem.

W firmie atmosfera taka sobie. Coś tam się kręcą kierownicy, ale nic z tego nie wynika. Gazetka korporacyjna z piątku podaje informację – Informacje Łukasiewicza 23/2024 | Dzieci przejęły Łukasiewicza, której wynika, że rolą instytutów jest organizowanie imprez dla dzieci z okazji 1 czerwca. Taką imprezę moja firma organizowała rok temu, były baloniki, trawa na zielono, czerwone dymy i lizaki.

W ogóle dobroczynność jest tutaj mile widziana, kto wie czy nie na równi z jakimś posterem na konferencji. Zalecane jest organizowanie kiermaszy przed świętami ( sprzedaje się jakieś amatorskie hand-made wyroby i zasila wskazane fundacje. Ponadto pojawił się u nas pan Kanapka a w przyszłości będzie karta Multisport. Brakuje owocowych czwartków i tęczowych piątków.

A z osiągnięć informatycznych – zablokowano dostęp do poczty prywatnej, co zmusza do przynoszenia nowego medium z własnym internetem ( bo wifi nie ma i nie będzie ale problem łatwo ominąć).

Ale póki co są jeszcze media społecznościowe i dostęp do chociażby word pressa co się ceni i mogę dzięki temu sobie  popisać. Tyle mi zostało.

7 myśli na temat “Smutny koniec pewnej sieci…..

  1. Twoje wpisy są zbyt długie aby do wszystkiego odnieść się jednocześnie. Świetnie jest rano się ubrać i być w pracy wśród współpracowników Ta czynność wygania Cie do ludzi i obywanie z nimi zmusza Twój mózg do pracy. Z punktu neurologicznego wskazana. Ale jest jeszcze jeden punkt – czy jest satysfakcja?. Kiedyś pisałaś o jakichś robótkach ręcznych, masz ogród. Uprawiaj tyle ile Wam potrzeba. Odpocznij od tego jest emerytura.

    Polubienie

    1. Satysfakcji nie ma, bo niestety ryba psuje się do głowy….instytut pada. A ja nie wiem czy jest dalszy sens tam przychodzić skoro nic interesującego się nie dzieje. A kariery nie zamierzam robić ani walczyć z wiatrakami 🙂

      Polubienie

  2. Niby zgadzam się z Lulu13, aczkolwiek nie do końca. Co znaczy odpoczynek na emeryturze? Jestem w sytuacji Milagros, emerytura i praca. Obserwując swoje koleżanki na zasłużonej emeryturze widzę powtarzający się schemat. Wychodzą z domu tylko po niezbędne zakupy. Siedzą w domach. Nie chcą wychodzić z domu, bo trzeba się przygotować. Preferują kontakt telefoniczny. Porozmawiać z nimi można o programach telewizyjnych. O dzieciach i wnukach (jeśli mają) wciąż to samo na okrągło. Wyglądają bardzo nieciekawie. To (według mnie) nie życie i odpoczynek, a wegetacja. Pozdrawiam Ela

    Proszę o dostęp do artykułu.

    Polubienie

    1. Zgadzam się w 100%. Szkoda życia na wegetację w domu. Natomiast smutne, że firma tak bardzo chyli się ku upadkowi, że aż nie chce się tam przychodzić i patrzeć jak niewiele się tam robi. Pozdrawiam 🙂 A zdjęcie artykułu wyślę na maila z bloga

      Polubienie

  3. Czytałam ten artykuł i od razu pomyślałam o Tobie. Zgadzał się Twoimi to obserwacjami czynionymi tu na blogu od lat. Smutna prawda o stanie polskiej nauki, gdzie nie opłaca się finansować nauk podstawowych.

    Polubienie

Dodaj komentarz