Niespodziewany koniec życia…

Jesteśmy wszyscy pod wrażeniem, bardzo wiele złego się zadziało….

W sobotę w moim bloku w mieszkaniu znaleziono ciało . Dowiedziałam się przez telefon, byłam na rancho. Okazało się, ze to nasz dobry znajomy, swego czasu nawet przyjaciel. Potem nasze losy jakoś się rozeszły ale pozostaliśmy do końca dobrymi i pomocnymi sąsiadami, zawsze zamieniliśmy kilka miłych słów czy pożyczaliśmy sobie jakieś narzędzie. Ale po jego rozwodzie pojawił się jakiś dystans. Nie dało się inaczej.

Od jakiegoś czasu nie widziałam go zbyt często, zwykle wieczorem wychodził ze swoimi psami około 22. Właściwie widywaliśmy się dość sporadycznie , gdy szedł do sklepu czy wyprowadzał psy. Bo zawsze adoptował jakieś poszkodowane przez los psiaki. Był dobrym z natury człowiekiem tylko w życiu mu się popieprzyło.  Widać było, że ma problemy z alkoholem, bo często był widziany pod gazem. Gdy był trzeźwy, zawsze zamieniliśmy kilka słów.

Ale miał kiepski epizod w życiu, który z całą pewnością spowodował to fatalne zakończenie. Otóż był żonaty, jego żona jest fajną babką i do tej pory utrzymujemy z nią kontakty, co jakiś czas się spotykamy, u niej, bo ona nie chce tu do naszego bloku przyjeżdżać, zbyt jeszcze boli…. Ona, konkretna, ułożona i uporządkowana, przegrała po latach z osiedlową latawicą, która – jak to się mówi- z niejednego pieca chleb jadła.

Oczywiście ta druga jest znacznie młodsza, laska. Żona jest okrąglutka, nie nadaje się na muzę i uczestniczkę balang i rajdów na motocyklach, jest po kilku operacjach. Bardzo przeżyła rozwód. Kochanka dość ostentacyjnie weszła na jej teren, praktycznie od razu, jak się okazało, że nie będzie już razem z żoną. Wcale się z tym nie kryła. I na fejsie i w życiu.

Ja po całych swoich doświadczeniach życiowych, gdy facet zaczyna myśleć nie tą częścią ciała co trzeba, zawsze uważałam, że istnieje gatunek kobiet, które, nie bacząc na okoliczności, rzucają się na chłopa, który chciałby „zjeść ciastko i mieć ciastko” bezwzględnie walcząc o swoje „szczęście” co de facto niekoniecznie szczęściem jest. Wiedziałam, że wcześniej czy później sprawa zakończy się z hukiem. Ale nie przypuszczałam, że będzie to tak szybko i tak tragicznie.

Otóż oczywiste jest, że są też i drugie związki, czasem bywają znacznie lepsze niż pierwsze, nie ma reguły, czasem są wypalone relacje, fascynacja nowym świeżym ciałkiem oraz bywa też opamiętanie. Czasem powrót do pierwszej zony a czasem twarde lądowanie. Literatura na ten temat jest niewyczerpana. Babki spotykają się z żonatymi, problem w tym czy facet faktycznie jest gotowy na drugi realny związek, czy dokonał rachunku zysków i strat i mentalnie rozszedł się ze starą żoną. Jeśli nie, to wcześniej czy później robi się niefajnie. I wiele zależy od rozsądku obojga.

W tym wypadku sprawa nie była do końca- według mnie- oczywista. Stan otępienia i zakochania trwa zwykle 8-9 miesięcy. Potem przychodzi refleksja. A czasem już nie ma powrotu.

Cała ta sprawa jest dla nas niemałym szokiem i nie możemy się otrząsnąć, jest bardzo niejasna i tajemnicza.

Mnie się jego nowa panienka nie podobała nigdy, może z tego powodu, że każde z jej dzieci miało innego ojca, co de facto nie rokuje dobrze dla związku. Jedno z tych dzieci okazało się być dzieckiem właśnie jego. I pewnie finalnie był to gwóźdź do trumny jego małżeństwa.

Może dlatego, uważając, że wygrał los na loterii, dość szybko sfinalizował sprawę z żoną. Narobił dużo bólu swojej prawowitej małżonce, praktycznie pozbawiając ją wielu rzeczy i wywalając z mieszkania. Co prawda coś dostała na otarcie łez, ale standard jej życia bardzo spadł. Zaczęła chorować.

Tamta weszła z przytupem. Co prawda jako sąsiedzi nadal mówiliśmy sobie cześć, ale skończyły się wspólne imprezy i poprzednia serdeczność a nastąpił dość chłodny dystans. Jego nowa pani starała się być miła, ale odium osoby, która ewidentnie rozbiła małżeństwo na oczach znajomych, spowodował, że ludzie zaczęli ich traktować bez sympatii.

Związek dość szybko się rozpadał, ona albo się wyprowadzała, albo znów wracała, kilkakrotnie to się działo. On nic o tym nigdy nie mówił, milczał. Od pewnego  czasu znów nie było jej widać w okolicy. Potem znikły również dzieci. W międzyczasie on się dość poważnie rozchorował, jakoś wtedy znów zaczynał nawiązywać kontakty z ludźmi, których wcześniej ignorował.

A już w okolicy Wielkanocy, pytaliśmy w ramach sąsiedzkich pogaduch, czy go ktoś nie widział. Nikt nie widział, chyba, że wychodził cichaczem, skulony,  z psami lub wracał z flaszką. W święta Wielkanocne każdy wrócił do swoich spraw i temat zamilkł.

Bomba wybuchła w sobotę rano. Tego dnia przyjechała osoba z jego rodziny, weszła bez problemów do jego otwartego domu ( bo nie wiedzieli, dlaczego się nie odzywa) i zastała makabryczny widok. On siedział martwy na fotelu, ze śladami pobicia. Ponoć zajmował tę pozycję od jakiegoś czasu.

Jeszcze w czwartek sąsiedzi widzieli jego panienkę, która poszła do jego mieszkania. Była widziana wieczorem i się rozglądała wokół niepewnie. Nikt nie wie, czy zastała już zwłoki czy on jeszcze żył, jeśli tak to czemu nie zgłosiła tego, jeśli nie to czemu nie pomogła mu? Drzwi były nie zamknięte, psy od kilku dni przebywały w mieszkaniu, nie wyprowadzane. Nawet nie mam siły sobie wyobrazić co musiała przeżyć jego rodzina po wejściu do lokalu.

Jest wiele pytań i brak odpowiedzi. W każdym razie prokuratura zajęła się sprawą, pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci. Wielkim znakiem zapytania jest rola jego panienki. Żona z całą pewnością o niczym nie wiedziała, dowiedziała się w godzinie po wejściu osoby z jego rodziny gdy już na miejscu była policja. Gdy jeszcze w sobotę z nią rozmawiałam, nie docierało to do niej.

Nie wiemy czy był w depresji, niewiele na to wskazywało, ale nie jest to wykluczone. Od tygodnia ponoć nie odbierał telefonów.

Marny koniec sobie zgotował. Nie oceniam, bardzo możliwe, że od miesięcy był w depresji. Człowiek towarzyski, ale nigdy raczej nie był wylewny na swój temat. Mimo wszystko był częścią nas, wszystkich znajomych to bardzo dotknęło.

Czasem nie można komuś pomóc, choćby człowiek chciał….tylko taka konkluzja się nasuwa.

A psy – odnalazły się osoby, od których je adoptował i zostały odebrane ze schroniska, dokąd zawiozła je straż miejska.

Jedna myśl na temat “Niespodziewany koniec życia…

Dodaj komentarz